Wstecz

Z prasy...

 

Twórcy wszechświata

Kiedyś jeden z miłośników komiksów z Supermanem ustalił, że na całym świecie jest właściwie tylko pięć fikcyjnych postaci, które są znane powszechnie. Są to: Tarzan, Sherlock Holmes, Mickey Mouse, Robin Hood i Superman. Tego ostatniego stworzył komiks, ale też i wszystkie pozostałe zaistniały w tym gatunku sztuki.

"Charakterystyczne dla komiksowego świata jest (...) zestawienie bohatera (superbohatera) z przeważającymi siłami Zła. W praktyce oznacza to, że prawie zawsze Zło, z którym przychodzi bohaterowi walczyć, jest upersonifikowane. Czasem w związku z tym komiks nabiera cech przypowieści -- moralitetu posługującego się umownymi figurami dla przekazania swojego sensu" -- pisał przed laty Jerzy Szyłak, obecnie chyba jeden z najlepszych znawców komiksu w Polsce.

Konflikt jak widowisko

Zdaniem Szyłaka przedstawienie walki jako pojedynku konkretnych osób i sił jest podyktowane graficzną naturą komiksu. "Komiks pokazuje -- dosłownie -- i chce ekscytować -- sprowadza więc konflikty na płaszczyznę areny. Przekształca każdy konflikt wewnętrzny czy zewnętrzny, światopoglądowy czy inny w widowisko wraz z jego wszystkimi ograniczeniami" -- twierdzi Jerzy Szyłak.

Właśnie takim widowiskiem jest opowieść o Supermanie, który na co dzień jest fajtłapowatym Clarkiem Kentem, reporterem "Daily Planet", zakochanym bez pamięci, bez wzajemności w dziennikarskiej gwieździe Lois Laine. Clark Kent na Ziemię trafił z planety Krypton jako jedyne dziecko upadającej cywilizacji i rasy. Odnaleziony i zaadoptowany przez bezdzietne i kochającego go małżeństwo ze Smallville, które w pewnym momencie odkryło przerażone, że przybrany osiłek dysponuje nieludzką siłą. Dostał wtedy od swej ziemskiej matki charakterystyczne wdzianko i patriotyczne błogosławieństwo: "Jesteś obywatelem amerykańskim ze wszystkimi konsekwencjami". Wtedy też udał się do Metropolis i tam redaktor-nieudacznik dokonywał przeróżnych cudów, po wcześniejszym przebraniu się.

Superman -- kwintesencja amerykańskiego snu

Kiedyś jeden z rysowników komiksu, Jules Feiffer, opowiadał: "Co jest dość dziwne, Wielki Kryzys ożywił amerykański sen o tym, że każdemu może się udać, a Superman był kwintesencją owego snu. Kochałem wszystkie te fantastyczne opowieści o facecie, który dysponuje taką siłą. Podczas gdy Superman krążył wokół, pokonując swych przeciwników, ja w swoich snach wygrywałem z przełożonymi". Wtórował mu Umberto Eco, który kiedyś stwierdził, że Clark Kent "dobrze uosabia typowego, przeciętnego czytelnika, który jest nękany i nie doceniany przez otaczających go ludzi (. .. ) każdy księgowy w każdym amerykańskim mieście ma sekretną nadzieję, że pewnego dnia pojawi się Superman, dzięki któremu będzie można odzyskać stracone lata życia". O wiele brutalniej postać mitycznego komiksowego superbohatera dwudziestowiecznej Ameryki oceniał Marshall McLuhan. Twierdził mianowicie, że stosunek Supermana do współczesnych problemów społecznych jest niczym innym, jak odbiciem "totalitarnych metod silnej ręki niedojrzałego i prymitywnego umysłu".

Właśnie Superman, jak żadna inna postać, miał największy wpływ na rozwój komiksowych bohaterów, zapoczątkował całą długą rodzinę herosów, różnych Spidermanów, Batmanów, Punisherów i Green Lanternów. Ale najważniejszym osiągnięciem komiksu jest odrealnienie fabuły, wprowadzenie nie tylko zapożyczeń baśniowych i mitologicznych, ale też niebagatelny wkład do rodzącego się w dwudziestym wieku gatunku science fiction.

Fizjologia superczłowieka

Otto Friedrich, autor niezwykle interesującego eseju na temat komiksu zamieszczonego w prestiżowym tygodniku "Time", zwrócił uwagę na jeden z najważniejszych paradoksów związanych z postacią Supermana, który jest sam w sobie postacią nostalgiczną. Wszystkie zmiany wprowadzane przez ponad pięćdziesiąt pięć lat do jego rysunkowej sylwetki ciągle niszczyły te cechy. I tak jedną z najradykalniejszych zmian było to, co zrobił stosunkowo młody pisarz i ilustrator w jednej osobie -- Byrne -- w 1986 roku, a co spowodowało, że nakład komiksów gwałtownie spadł. "Zdajemy sobie sprawę, że niektórzy się na nas obrażą, ale współczesna publiczność pragnie superbohatera, który stęka, poci się i chodzi do ubikacji. Kiedyś był to SUPERczłowiek, a teraz jest super-CZŁOWIEKIEM".

Wcześniej nieśmiertelny Superman do golenia musiał używać urządzeń, które zwykli mężczyźni używają do remontu mieszkań, ale i czasy zmieniały się stopniowo, więc i on musiał się przeistaczać. Przeistaczano go do tego stopnia, że wreszcie niedawno amerykański wydawca, zaniepokojony przede wszystkim spadającym nakładem, uśmiercił go -- jak zapowiadał -- w sposób ostateczny. Jednak ostatnia walka Supermana, zakończona sukcesem kasowym, zachęciła edytora do radykalnych działań. Superman zmartwychwstał, a Ameryka odzyskała swojego idola.

Krąg bohaterów realsocjalistycznych

Często słyszy się, iż komiks w Polsce się nie przyjął. Jest w tym dużo prawdy, bo przez lata komunizmu ten gatunek uważany był za zjawisko obce ideowo i kulturowo. Zdarzały się próby -- nieśmiałe zresztą -- wprowadzania komiksu na polski rynek czytelniczy. Tak było z pirackimi przedrukami w prasie historii Lucky Luke'alub doktora Kildare'a, którą "Express Wieczorny" drukował równolegle z emisją tego popularnego w latach sześćdziesiątych serialu telewizyjnego. Na dobrą sprawę polski komiks pojawił się dopiero w latach siedemdziesiątych za sprawą milicyjnych historii kapitana Żbika, po nim przyszły następne, ale przez dość długi okres krąg bohaterów realsocjalistycznych komiksów musiał wywodzić się z kręgów walczących o władzę ludową lub ją utrwalających. Dopiero później pojawiły się takie czasopisma jak "Relax", "Fantastyka" i "Komiks", które znacznie rozszerzyły krąg tematyczny polskiego komiksu, pozwoliły przynajmniej w niewielkiej części poznać dokonania najlepszych autorów historii rysunkowych z Zachodu oraz -- co jest sprawą niebagatelną -- skupiły wokół siebie prawie wszystkich najlepszych w tej branży ludzi w Polsce.

Przy okazji warto może zwrócić uwagę na pewien paradoks. W czasach, gdy jeszcze komiks był trudno osiągalnym w kraju towarem, sporą popularnością cieszyły się właśnie historie ambitniejsze, owiększych wartościach artystycznych. Gdy nastał wolny rynek, sytuacja się odwróciła, można przede wszystkim kupić komiksy zaadresowane do młodszego czytelnika. A rynek został zdominowany przez dwa wydawnictwa: Egmont, które przede wszystkim sprzedaje zeszyty ilustrujące przygody bohaterów kreskówek, jak Myszki Miki i Kaczora Donalda, oraz TM-Semic, które w Polsce reprezentuje głównie interesy światowego potentanta komiksowego, czyli amerykańskiego koncernu Marvel. I właśnie za ich sprawą do kiosków trafiają historie Supermana, Batmana i Spidermana.

W Polsce w ostatnich latach doszło do odwrócenia proporcji komiksowej klienteli, kiedyś czytali je -- tak jak zresztą na świecie -- głównie mężczyźni w wieku mniej więcej dwudziestu lat. Teraz odbiorcami komiksów są przede wszystkim dzieci, uczniowie szkół podstawowych. Takie odwrócenie proporcji można wytłumaczyć jedynie tym, że polski czytelnik przyzwyczaja się stopniowo do nowego typu bohatera, a to zawsze najlepiej wychodzi w przypadku młodych odbiorców. Zachodni wydawcy w obawie przed takimi zachwianiami rynku ratują się specjalnymi publikacjami. Jak wykazały przeprowadzone tam badania, po okresie czytania komiksów w wieku dziecięcym następuje u nastolatków krótki okres odrzucania takiej literatury. Po czym wracają do niej jako ludzie dwudziestoparoletni lub trochę później, za sprawą własnych dzieci. I właśnie dlatego wydawcy uznali, że warto ten czas nieco skrócić, i wypuścili na rynek czasopisma dla nastolatków, w których informacje interesujące tę grupę wiekową "sprzedaje się" za pomocą komiksowych technik. W Polsce nie ma jeszcze takiego wydawnictwa, być może dlatego, że czytelnicy aktualnie ukazujących się komiksów odpowiednio nie dorośli, ale z tego, co wiadomo, były już pierwsze przymiarki do ich wydawania.

Od Złego do Wiedźmina

Nieprawdziwe byłoby stwierdzenie, że polski czytelnik nie zna i nie lubi komiksowych bohaterów. Krajowy odbiorca zna ten typ bohatera, lecz poznał go nie za sprawą literatury komiksowej, ale dzięki innym środkom przekazu. Bohater "Złego", bestsellera Leopolda Tyrmanda, jest typową postacią komiksową, a to przede wszystkim dzięki swojej tajemniczości i walce ze złem. Postać Zorro Polacy poznali z serialu telewizyjnego, znali ją też Amerykanie z niezwykle klasycznego komiksu. Wydaje się, że twórcy opowieści o agencie kapitanie Klossie w konstruowaniu jego sylwetki naśladowali właśnie przygody fajtłapy, który po założeniu balowej maski, czarnego kapelusza i peleryny zamieniał się w nieustraszonego obrońcę uciemiężonych.

Polski komiks wydał także własnych bohaterów. Pierwszym prawdziwym herosem był Funky Koval, a jego walka z przeważającymi siłami Zła, sprzeciw wobec skorumpowanym strukturom państwa były -- nie tylko dla autorów, Bogusława Polcha, Macieja Parowskiego i Jacka Rodka -- dobrym pretekstem do odreagowania frustracji stanu wojennego.

Zdaniem niektórych prawdziwym bohaterem w Polsce końca lat osiemdziesiątych był Thorgal, postać stworzona przez Belga Jeana van Hamme oraz Polaka Grzegorza Rosińskiego. Tworząc fikcyjną osobowość duet belgijsko-polski wykorzystał wiele wątków znanych z różnych gatunków literatury. Z klasycznej historii o Supermanie zapożyczono kosmiczny rodowód herosa oraz siłę, która w przypadku Thorgala ma jednak wymiar bardziej psychiczny niż fizyczny. Zapożyczeń było więcej. Z mitologii greckiej wzięto ciągłe poddawanie Thorgala przeróżnym próbom. Z eposu rycerskiego i powieści romantycznej wątek miłosny -- tak jak Superman, Thorgal ma tylko jedną wybrankę serca, którą z wzajemnością kocha od dziecka. W przeciwieństwie do Clarka Kenta nie traci jednak czasu na wzdychanie do swej pani. Aaricia została jego żoną i dała mu potomstwo, bo walka Thorgala jest symboliczną walką prawdziwego mężczyzny, walką o dom i własną rodzinę.

Być może komiksowym idolem lat dziewięćdziesiątych zostanie Wiedźmin Geralt przeniesiony do świata komiksu z fantastycznych opowiadań Andrzeja Sapkowskiego. Geralt jest jeźdźcem znikąd, który pojawia się, gdy równowaga magicznego świata zostaje naruszona. Jednak Wiedźmin na razie przez czytelników jest przyjmowany z ostrożną rezerwą, mają oni przede wszystkim zastrzeżenia do rysunków, które ich zdaniem nadto odbiegają od klasycznej kreski. Ale też właśnie w tej mierze Wiedźmin może stać się na polskim rynku dziełem pionierskim.

Czterech Andrzejów

Warto pamiętać, że właśnie w latach siedemdziesiątych pojawiło się w Polsce czterech niezwykle zdolnych rysowników. Wszyscy czterej mieli na imię Andrzej (Czeczot, Dudziński, Krauze, Mleczko) i publikowali swoje czarno-białe intelektualne komiksy w prasie, zyskując ogromną popularność. "Czarne rysunki czwórki Andrzejów stawały właśnie w obronie wartości -- naciąganych, deprawowanych, ośmieszanych przez niemądrą politykę społeczną" -- Maciej Parowski porównywał dokonania polskich grafików z poczynaniami zachodniego kontrkulturowego undergroundu. -- "I tu, itam wyjściowym doświadczeniem pokoleniowym rysowników undergroundowych był rok 1968. Ale u nas młodzi wyszli wtedy na ulicę nie po to, by demolować i wywalczać seksualną swobodę. Reagowali naiwnie na cyniczne zagrania polityków, którzy, nie umiejąc się pogodzić z koniecznością odejścia i zmiany, dalej niszczyli polską kulturę, gospodarkę i rwali więzi społeczne".

Dzisiaj drogą wytyczoną przez czterech Andrzejów idą inni graficy, a najpopularniejszym z nich jest Henryk Sawka, publikujący obecnie głównie w tygodniku "Wprost". Cechą wspólną polskiego czarnobiałego komiksu intelektualnego jest jego publicystyczny charakter. Są to w gruncie rzeczy zilustrowane felietony. W komiksach zachodnich grafików mówią przede wszystkim bohaterowie rysunków. Akcja, jej tempo i poczucie humoru, rozgrywa się przede wszystkim w często nie dopowiedzianych lub zaskakujących swoją przewrotnością albo abstrakcyjnością dialogach. W polskich komiksach historię prawie zawsze opowiada i pointuje narrator-autor. Widocznie Polacy lubią konkret.

Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądała przyszłość komiksu. Ale patrząc na takie filmy, jak adaptacja Batmana, Cienia, Dicka Tracy, czy "Maskę", można przypuszczać, że współczesne kino nareszcie dysponuje techniką, która pozwoli z zaskakującą wiernością przenosić najbardziej zaskakujące komiksowe wizje na filmowy ekran. I wydaje się, że bohaterowie komiksowej literatury skazani są na współpracę z kinem, tak jak wcześniej na taką koegzystencję skazani byli bohaterowie kreskówek dla dzieci.

I chyba dużo racji miał jeden z komiksowych teoretyków, Thierry Smoldern, który prorokował, że "komiks pozwala zmaterializować ruch myśli wyzwolonej z przewagi słów. Może łączyć w jedność przestrzeń iczas. Może stwarzać planety do zamieszkania (a w każdym razie zwiedzania) , pełne nieopisanych znaczeń i nowych wrażeń. (. .. ) Ci, którzy idą komiksową drogą, spostrzegą pewnego dnia, że byli pierwszymi przedstawicielami nowego ważnego zawodu -- twórców wszechświata".

Powrót